- Co masz na myśli, mówiąc najebka? Chcesz iść ze mną do jednego z
tych waszych ,,kolorowych klubów”? – nakreśliła palcami cudzysłowie, wpatrując
się świdrującym wzrokiem w swoją najlepszą przyjaciółkę, która w tym momencie
grzebała w jej pokaźnych rozmiarów kosmetyczce.
O ile odmienność seksualna Kalki była dla niej
czymś tak normalnym jak Mariusz Wlazły w barwach Skry Bełchatów, o tyle wciąż
nie mogła odnaleźć się w tęczowych miejscach. Nie chodziło o to, że była
negatywnie do nich nastawiona – wręcz przeciwnie; była ostatnią osobą, którą
można nazwać homofobem, zważywszy na to, że praktycznie od pierwszego roku
stanowiła spójną całość z tą kolorową lesbijką. Po prostu wciąż uważała to za
coś nowego, bardzo obcego. Ten wieczór wolałaby spędzić z przyjaciółką przy
porzeczkowej Finlandii, oglądając na laptopie jakiś denny i przewidywalny do
granic możliwości serial. W odróżnieniu od Karola, nigdy nie była duszą
towarzystwa i dałaby sobie uciąć rękę, że raczej to się nie zmieni. Należała za
to do osób, lubiących zamykać się w czterech ścianach, słuchając muzyki i
przygotowując się do zajęć, mających odbyć się kolejnego dnia albo wertując
ulubione lektury.
Zawsze była taka; nieco wycofana,
zamknięta w sobie kujonka, niebędącą zainteresowaną dzikimi melanżami, podczas
których lały się strumienie alkoholu. Być może, dlatego aż tak dobrze dogadywała
się z Karolem, który był, w odróżnieniu od siostry, duszą towarzystwa. Jej
brata bez wątpienia można nazwać najważniejszą osobą w jej życiu; mimo tego, że
czasami – jak w każdym rodzeństwie - bywało różnie, zawsze i mimo w mogła na
niego liczyć, a świadomość, że zawsze jest blisko dodawała jej sił by żyć. Nawet
w najbardziej krytycznych momentach, potrafił kopnąć ją w tyłek i mówiąc, że
wszystko zależy od niej, bo to ona jest panią swojego losu. Karol zawsze był
blisko i miała pewność, że już zawsze tak będzie.
- Myślisz, że gdybyśmy razem poszły do, jak
to nazwałaś, kolorowego klubu, mogłabym coś poderwać? – różowowłosa teatralnie
przewróciła oczyma i rozłożyła się na jej łóżku. - Przecież oczy wszystkich
kobiet, zwrócone byłyby na ciebie, nie mówiąc już o biednych chłopaczkach,
wciąż zastanawiających się czy jednak nie wolą gniazdek od ptaszków, no
naprawdę. Idziemy do Manhattanu. Nie
zamierzam wydawać horrendalnych pieniędzy na taksę z Łodzi, skoro mogę
przytargać cię z klubu oddalonego zaledwie o dwie ulicy od twojego mieszkania,
kapujesz?
Kapowała. Przynajmniej takie sprawiała
wrażenie, bo pokiwała głową i otworzyła szafę, wyciągając z niej stos idealnie
uprasowanych sukienek. Kalka stwierdziła, że granatowa kiecka do połowy uda
jest idealna i koniecznie powinna ją założyć z tymi czerwonymi szpilkami, które
upolowały tydzień wcześniej na wyprzedaży w łódzkiej Manufakturze. Kolejnym plusem tej przyjaźni, było to, że miały
jednakowy rozmiar buta, mimo tego, że Halszka była wyższa od przyjaciółki o
prawie piętnaście centymetrów. Aby zaoszczędzić, zawsze kupowały wyjściowe buty
na spółkę, wymieniając się nimi, co jakiś czas. Tym sposobem ich budżet nigdy
nie był zbytnio nadszarpnięty, a szafa pełna eleganckiego obuwia, na które nie
byłoby stać biednych studentek.
Co prawda, o ile Halszka nie musiała
martwić się o stan konta, bo i pieniądze od rodziców i stypendium naukowe,
wpływały regularnie, o tym Kalka na drugie imię powinna mieć Debet. Jednak przy
Halszce i tak nauczyła się oszczędności, ale czasami dawała ponieść się emocjom
i bywało, że do końca miesiąca musiała żywić się zupkami chińskimi albo
stołować się u Kłosów. Na szczęście, w mieszkaniu rodzeństwa, zawsze znalazło
się miejsce dla zbłąkanego wędrowca, który wdzięczny za posiłek, zmywał po
wszystkich naczynia.
- Stara, a powiedz mi jeszcze – zaczęła
Kalina, stając za siedzącą przy toaletce, blondynką. – Ty i tamten osobnik –
kiwnęła w stronę drzwi – wy coś teges…? Nie żebym miała coś przeciwko, bo
przecież jest całkiem ciachowy. I wysoki, a to jego kolejna zaleta. No i moim skromnym zdaniem zajebiście
do siebie pasujecie.
- Daj mi spokój, Kalina – wymruczała wściekła
Kłosówna. – Nie znoszę go. Zresztą działa to w obie strony. Lepiej zrób mi coś
z tym włosami.
- Co ci na tej głowie zrobić? – zapytała
Malińska, rozczesując gęste pasma blond włosów przyjaciółki. – Koka? A może
kłosa? – zachichotała, jakby to był najzabawniejszy żart na świecie. Halszka
przewróciła jedynie oczyma i zgodziła się na tego nieszczęsnego kłosa,
dokładnie pamiętając, jak jej mama każdego ranka czesała ją właśnie w ten
sposób, twierdząc, że panienka Kłos z kłosem na głowie, jest taka urocza, jak
kokardka, którą zawsze wieńczyła swoje dzieło.
- Marnujesz się. Zamiast na studia, to trzeba
było na fryzjerkę iść – stwierdziła blondynka, podziwiając jej dzieło i
spryskując je supermocnym lakierem.
- Jasne i skończyłabym robiąc trwałą
ondulację jakimś podstarzałym fankom Radia Maryja, które gdyby dowiedziały się,
że sypiam z kobietami, spaliłyby mnie na stosie – przewróciła jeszcze oczyma,
związując gumką swoje dzieło. – Dobra, kończ się malować, wkładaj buty i lecim
na Szczecin, bo ci wszyscy huncwoci poderwą mi najlepsze dupeczki. Skoczę tylko
jeszcze do toalety – i tyle ją widziała.
Westchnęła ciężko, zastanawiając się,
dlaczego do tej pory nikt nie stwierdził u jej przyjaciółki ADHA i stanęła
przed lustrzaną szafą, dokładnie obserwując swoje odbicie. Andrzej miał rację,
sporo schudła odkąd widział ją po raz ostatni, a było to przeszło dwa lata temu.
Nie była już pulpetem, z którego naśmiewało się pół osiedla i ratowało ją
jedynie to, że dobrze się uczyła i dawała ściągać na sprawdzianach albo
spisywać zadania domowe. Mimo tego, że teraz była nową Halszką, której ubrania
wskazywały rozmiar 36, w porywach nawet do 34, w dalszym ciągu widziała siebie,
jako tą pulchną dziewczynkę z wiecznie różowymi policzkami. Westchnęła cicho,
stwierdzając, że zachowuje się żałośnie rozpamiętując tą okropną przeszłość,
złożyła stopy w wysoki szpilki i sięgając po torebkę, wyszła na korytarz.
Stukot obcasów rozległ się po
korytarzowej terakocie, a Wrona momentalnie znalazł się przy drzwiach do
największego pomieszczenia w mieszkaniu rodzeństwa Kłosów, stanowiącego również
jego tymczasową sypialnię. Dokładnie czuła, że lustruje wzrokiem jej sylwetkę i
nawet z tym nie ukrywał się, prostak jeden. Posłała mu karcące spojrzenie, ale
i ono nic nie zdziałało; nadal wpatrywał się w nią lubieżnie, a jego nieco
krzaczaste brwi z każdą kolejną sekundą wędrowały ku górze. Zmieniła więc
taktykę, przymilnie uśmiechając się do Andrzeja, który całkiem zbaraniał.
- Jak wyglądam? – zapytała, okręcając się
wokół własne osi i kokieteryjnie uśmiechając się do siatkarza. Ten uśmiech
zawsze tak działał na Aleksa, więc dlaczego i Wrona nie miałby mu ulec? To tylko facet, pomyślała, najprostsza maszyna pod Słońcem, która nie
potrafi przejść obojętnie obok długich, odkrytych nóg.
- Cóż… - zaczął zachrypniętym głosem, po raz
kolejny mierząc dziewczynę od stóp po czubek głowy.
- Tylko szczerze, Wrona – wymruczała, stając
na tyle blisko, że gdyby wyciągnął rękę, mógłby ją dotknąć.
- Cholernie seksownie – wyszeptał jedynie,
wpatrując się w jej mocno podkreślone oczy.
Dopiero teraz zauważył, że mają kompletnie inną barwę niż oczy jej
brata. W ogóle Halszka i Karol nie byli do siebie podobni, może to i lepiej dla
niej. Naprawdę nie wyglądałaby korzystnie, przypominając Kłosa. Następnie
przeniósł wzrok na lekko wydęte, malinowe wargi i jedyną rzeczą, o której
marzył, było poznanie ich smaku.
- Nie kpij.
- Nie śmiałbym, mając ciebie tak wyglądającą,
przed oczyma…
Pocałuj
mnie, idioto!, krzyczała w myślach przysuwając się do niego, tym samym niwelując
odległość między nimi do minimum. I wydawało się, że to, o czym pomyślała, za
sekundę nastąpi, bo Wrona, jakby czytając jej w myślach, pochylił się lekko i
już przymknęła lekko oczy, a gdy dzieliły ich milimetry, zamek w łazience
zaskrzeczał i odskoczyli od siebie jak poparzeni, rzucając sobie naprawdę
zdziwione spojrzenia. Oboje szybko przeanalizowali całą sytuację, która w tym
momencie wydała im się abstrakcyjna i nigdy żadnemu z nich nie przeszłoby przez
myśl, że mogliby się pocałować. Przecież on po prostu nienawidzili się, a gdy
ludzie nie przepadają za sobą nie całują się przy pierwszej możliwej sytuacji!
Jeszcze kilka godzin temu, najchętniej zadźgaliby się nożem, zrzucili ze
schodów albo wysłali w kosmos w puszcze po kawie, a teraz zebrało im się na
amory? To był odruch, który nie powinien się pojawić i oboje bardzo dobrze o
tym wiedzieli.
- To lecimy, co? – Kalina zwróciła się do
Halszki, która automatycznie pokiwała głową, nawet nie patrząc na swojego
tymczasowego współlokatora, który wciąż zaszokowany utkwił wzrok w korytarzowej
terakocie. – No to pa! Jeszcze pewnie nie raz się spotkamy, Andrzeju - Kalina wyszczerzyła rząd równych zębów i wypchnęła przyjaciółkę z mieszkania.
Zapowiadała się długa noc, podczas której
obiecała sobie zapomnieć do czego przed momentem niemal nie doszło.
___________________________
Jesteście tu jeszcze?
Jej! A było tak blisko.... No, nie mogła wyjść później z tej łazienki? :D Najlepsze,że oboje tego chcieli, a pewnie teraz będą się unikać... No,i po co?
OdpowiedzUsuńWronka, taki zakłopotany to niesamowity widok,a co dopiero jeszcze zszokowany,i prowokowany... :D Pasują do siebie,a jak to się mówi " od nienawiści do miłości.... " :)
Podoba mi się fragment,że to oczywiste,jak Mariusz Wlazły w Skrze Bełchatów :D No proszę Cię, gdzie On miałby indziej grać?! Mario do kadry! ♥
Jestem ciekawa,jak będzie wyglądać ta relacja w mieszkaniu Karollo, gdy wróci właściciel :D
Pozdrawiam! :*
Jesteśmy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Korolowanka ;)
Się dzieje! :D
OdpowiedzUsuńMogliby się pocałować, no! A tak to kminić będą jeszcze długo co się w ogóle miało wydarzyć :D
Weny życzę i czekam na następny! c:
Pewnie, że jesteśmy!
OdpowiedzUsuńA już tak niewiele brakowało, jejku. Teraz to dopiero będzie miała Halszka wieczór z Andrzejem. Tylko z Andrzejem w myślach! Nie zazdroszczę tego zastanawiania się, oj nie.
"Normalne jak Mariusz Wlazły w barwach Skry Bełchatów" <3
Do zobaczenia przy następnym :*
Jesteśmy, jesteśmy! :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się nie pocałowali ;((( ale mam nadzieję, że niedługo coś bardziej zaiskrzy między nimi :))
pozdrawiam :)
Jesteśmy oczywiście. Uuuuh so close. "Normalne jak Mariusz Wlazły w barwach Skry Bełchatów" - tyle prawdy w tym stwierdzeniu. Do następnego :)
OdpowiedzUsuńŁe... A już liczyłam na to, że się pocałuja! Było tak blisko. Że też Kalinie się zachciało wyjść z łazienki akurat w takim momencie. Ciekawe, jak teraz na siebie spojrzą :D i cz Kalinka poderwie jakąś lasencję na imprezce :D pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że się pocałują xD Ale może jak Halszka wróci z imprezy to coś się zadzieje :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zawsze na straży!:)
OdpowiedzUsuńBardzo liczyłam na to, że impreza będzie jeszcze w tym parcie :D
p,
G
Ale się dzieje! :D Nie lubią się, ale zdecydowanie jest między nimi jakaś iskra :) Czekamy na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńNo i czy Kalina musiała wyjść z tej łazienki właśnie w tym momencie? Nie mogła te dziesięć sekund później, jak już by złączyli swe usta w pocałunku?
OdpowiedzUsuńJa cię zapewniam, że takie spokojne mimo wszystko dziewczyny jak Halszka istnieją i sama jestem mimo wszystko jedną z nich ;)
Pozdrawiam :*
Aaaa już witali się z gąską... a tu masz! :) Andrzej był tak oczarowany widokiem Halszki, że nie panował nad sobą w momencie, gdy chciał ją pocałować - aż gotów myśleć, że dostał gorączki i przez to tak się zachowuje. ;)
OdpowiedzUsuńKalina to strasznie żywiołowa, energiczna i barwna postać. Mówi prosto z mostu, nie owija w bawełnę, bo i po co się ze wszystkim cieciać, nie? :D Już już lubię! I czuję, że niejednokrotnie coś tu namiesza, wprawiając w osłupienie biednego Wronkę. :)
Oczywiście, że jeszcze tu jestem! Dlaczego miałoby mnie nie być? :) Fakt, że docieram z opóźnieniem, ale w końcu jestem. :)
Ściskam, Twoja BFF! <3 :*
Właśnie, pocałuj ją idioto! <3
OdpowiedzUsuń