- Chciałabym powiedzieć, że miło cię widzieć, Andrzeju, ale
niestety wtedy musiałabym skłamać, a musisz wiedzieć, że ja kłamstwa nie
toleruję. Chociaż nigdy sama z siebie nie stwierdziłabym, że miło mi cię
widzieć – przemilczała ,,komplement” siatkarza, posłała mu lodowate spojrzenie,
uśmiechając się przy tym odrobinę kpiąco i odsunęła się na krok, by zrobić
środkowemu miejsce w drzwiach.
Już od pierwszej chwili wyprowadził ją z
równowagi, ale poprzysięgła sobie, że za nic w świecie nie da tego po sobie poznać. Chce wojny?
Bardzo proszę, będzie ją miał. Może wtedy nauczy się, że nie zadziera się z
Halszką Kłos, a ktoś, kto to robi, najzwyczajniej w świecie jest głupcem.
Dałaby sobie rękę uciąć, że Karol uprzedził go, by w żadnym wypadku nie stawał
jej na odcisk, bo wtedy może zrobić się naprawdę nieprzyjemnie, ale widocznie
nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Jeszcze nie wie, co ona potrafi, ale
na własne życzenie dowie się tego w najbliższym czasie.
Siatkarz wniósł do mieszkania swoją ogromną
walizkę i zamknął za sobą drzwi, przy okazji lustrując wzrokiem sylwetkę
siostry przyjaciela i zastanawiając się w jak tak ładnym opakowaniu, może
skrywać się aż taka zołza? Prawdę powiedziawszy, na samą myśl, że najbliższe
kilka dni będzie musiał spędzić w towarzystwie tej upiornej dziewuchy, robiło
mu się słabo, a ciało oblewał zimny pot. Doskonale wiedział, że Halszka nigdy
nie przepadała za nim; zresztą działało to w obie strony. Już jako mała dziewczynka
była naprawdę okropna i z tego co słyszał od Karola, zostało jej to do tej
pory. Miała obsesję na punkcie porządku, a odkąd rozstała się z tym całym
Aleksem, pożal się Boże, trzydziestoletnim prawnikiem z nowobogackiej rodziny,
podobno totalnie jej odbiło; zakopała się w książkach i nie wychodziła nigdzie,
prócz na uczelnię i mecze Skry, której od kilku ładnych lat była fanką.
Patrząc na jej oblicze, jeszcze raz
pomyślał, że to naprawdę wielka szkoda, że wygląd zewnętrzny nie idzie w parze
z byciem osobą przy zdrowych zmysłach. Bo Halszka była naprawdę śliczna i, całe
szczęście, kompletnie nie podobna do Karola. Wysoka, zgrabna, a światło od jej
długich, idealnie wyszczotkowanych blond włosów, odbijało się niczym aureola.
Delikatny makijaż miał na celu jedynie podkreślenie atrybutów jej urody, a
granatowe rurki i marynarka zapięta tuż pod, swoją drogą, dość sporym biustem,
idealnie ukazywały jej kobiece kształty. Widząc ją po raz pierwszy, na pewno
zwróciłby na nią uwagę. Miała w sobie to coś, co przyciągało męskie oko. I
wszystko byłoby idealnie, gdyby tylko się nie odzywała…
Kompletnie nie przypominała tej pucołowatej
dziewczynki z warkoczykami, która koniecznie chciała się z nimi bawić, podczas
gdy oni, w swojej sforze, nie mieli miejsca dla jakiejś tam dziewuchy. Zawsze
wtedy szła ze skargą do mamy Karola, która potem wparowywała do pokoju i kazała
bawić im się z Halszką. Pamiętał nawet, że pewnego razu podpuścił ją, by weszła
na drzewo, z którego potem spektakularnie runęła, łamiąc sobie rękę. Miał
świadomość tego, że przegiął, ale wszelkie wyrzuty sumienia, zagłuszała radość
z tego, że nie będzie się za nimi plątać przez okres najbliższych tygodni.
- Rzeczy możesz zostawić w sypialni Karola, ale spać będziesz w
salonie – wyminęła go o krok i otworzyła drzwi od łazienki. – Ręczniki masz w
szafce tuż obok prysznica, poza tym prosiłabym żebyś po kąpieli wieszał je na
grzejniku. Zwolniłam ci również szafkę na kosmetyki, więc się nie krępuj –
zanim zdążył zajrzeć do środka, blondynka zamknęła mu drzwi przed nosem i
zmierzyła przeszywającym spojrzeniem. - Ostrzegam cię, nie próbuj żadnych
numerów. Jesteś na moim terenie.
- Dzięki i postaram się stosować do twoich uwag – uśmiechnął się
krzywo, bardzo wyraźnie czując wrogość panny Kłos. Nie zamierzał jednak się z
nią kłócić, a przynajmniej do momentu, gdy ona tego nie zacznie. Chciał we
względnym spokoju przeczekać te kilka dni, kiedy to ma zatrzymać się kątem w
mieszkaniu swojego przyjaciela, by załatwić wszystkie sprawy związane z
transferem i klubowym lokum, a potem w całym kawałku ruszyć na zgrupowanie
kadry narodowej. O wiele prościej było by, gdyby Karol był na miejscu, ale
skoro Kłos właśnie wygrzewa się na plaży, musiał przecierpieć obecność jego
siostry. Miał tylko nadzieję, że w ciągu najbliższych dni, klub znajdzie mu
służbowe mieszkanie i będzie mógł się stąd wynieść. Tak, o niczym innym nie
marzył.
- Nie ma za co. Jesteś może głodny? – zapytała ze sztuczną
uprzejmością, chociaż Wrona na pewno wiedział, że nie robi tego ze szczerego serca.
Przez myśl przeszło mu nawet, że dosypie czegoś działającego przeczyszczająco.
Ona naprawdę była zdolna do wszystkiego!
- Nie, jadłem na mieście. Ale jeśli pozwolisz, chętnie wziąłbym
prysznic – wzruszyła lekko ramionami i, odwracając się na pięcie, poszła prosto
do swojego pokoju.
Mimo tego, że zamknęła za sobą drzwi, dalej
czuła zapach perfum siatkarza; męski, mocny i, o zgrozo!, pociągający. W ogóle
Andrzej wyglądał jakby lepiej niż czasów młodzików czy chociażby półtorej roku
temu, kiedy to widziała go po raz ostatni; bez wątpienia nie był już chudym,
kościstym i przerośniętym orangutanem, jak za czasów gdy razem z Karolem grali,
a raczej parodiowali grę w warszawskim Metrze. Bez wahania mogła
powiedzieć, że był naprawdę przystojnym mężczyzną. Bezmózgim, ale niezwykle
przystojnym. Do tego ten głos… Halszka, opanuj się!, skarciła się w
myślach. Przecież nie powinna myśleć tak o przyjacielu swojego brata, za którym
do nigdy nie przepadała. Uwolniła się z wysokich obcasów, które kilka chwil później
ustawiła równiutko w przeznaczonej do tego szafce i przetarła rękawem po
błyszczącym materiale obuwia. Chwyciła notatki z Administracji
publicznej w systemie politycznym i zaczęła je wertować, jednakże
robiła to bez większego przekonania, kilkukrotnie czytając każde zdanie,
zanotowane na kartce starannym pismem. Myślami wciąż była przy siatkarzu, który
właśnie zawodził jakieś disco-polowe utwory pod prysznicem. Wiedząc, że
znajdują się sam na sam pod jednym dachem, czuła się co najmniej nieswojo.
Może nie powinna być dla niego aż tak niemiła
dla przyjaciela Karola? Przecież nie mają już po kilkanaście lat i powinni
zachowywać się jak dorośli ludzie, a nie dwójka szczeniaków, która najchętniej
zadźgałaby się kuchennym nożem, a poćwiartowane zwłoki ukryła w beczce po
kapuście. A przynajmniej powinni spróbować; może nie będzie między nimi jakiejś
wielkiej przyjaźni, ale będzie miała do kogo otworzyć usta przez te kilka dni.
Zdecydowała, że powinni zakopać ten topór wojenny, który ciążył między nimi
przez te kilka ładnych lat i to z jej strony padnie ku temu propozycja.
Dziecięce animozje już dawno powinny odejść w zapomnienie. Przynajmniej na te
kilka dni, kiedy to razem mieli zajmować mieszkanie starszego z rodzeństwa
Kłosów, potem znowu mogą się nienawidzić. Podniosła się z łóżka i odłożywszy
notatki na stół, poczłapała w stronę drzwi. Jeszcze raz spojrzała na
swoje lustrzane odbicie i upewniwszy się, że wygląda tak, jak założyła to sobie
kilka godzin wcześniej, nacisnęła mosiężną klamkę. Powędrowała do kuchni i
otworzyła lodówkę z nadzieją, że olśni ją co mogłaby przygotować na kolację. W
oczy rzucił jej się jedynie kawałek wędzonego boczku i śmietana, więc jedyną
rzeczą, jaką mogła z tego przygotować, było spaghetti carbonara.
Zakręcił kurek od wody i kilkakrotnie potrząsnął
głową, by pozbyć się nadmiaru wody na włosach. Czuł się odrobinę nieswojo,
będąc sam na sam w mieszkaniu z tą szaloną blondynką. Stanął przed lustrzaną
taflą, dokładnie obserwując swoje oblicze. Był Andrzejem Wroną, zwykłym
chłopakiem ze stolicy, który jutro dzięki jednemu, małemu podpisowi, spełni
swoje największe marzenie; stanie się zawodnikiem Skry Bełchatów. Gdy zespół z
Bydgoszczy na dobre zaczął się wykruszać, nawet nie pomyślałby, że będzie
chciała go Wielka Skra, o której marzył, stawiając swoje pierwsze kroki na
halowych parkietach. Uśmiechnął się sam do siebie, mając nadzieję, że tym razem
szczęście go nie upuści. Osuszył nagie ciało i ubrał się w przygotowane
wcześniej ubrania.
- Wychodzisz? – zapytała odrobinę zdziwiona, stając w progu
kuchennych drzwi. Zrzucił okiem na jej ubiór; nawet w materiałowym, dopasowanym
fartuszku prezentowała się nienagannie. Perfekcyjna pani domu z bożej łaski.
- Taa, idę rozejrzeć się po mieście i przy okazji coś zjeść – mruknął,
sięgając po czarną bluzę, która do tej pory spoczywała spokojnie na wieszaku,
przymocowanym do wzorzystej ściany w korytarzu.
- Och, bo pomyślałam, że moglibyśmy zjeść razem. Przygotowałam
kolację na dwoje osób, która cudownie pachnie i wygląda dość smacznie, więc
szkoda, żeby miało się zmarnować – odparła z fałszywą skromnością i uśmiechnęła
się w ten sposób od którego Wronie powinny zmięknąć nogi. I pewnie zmiękłyby,
gdyby widział ją po raz pierwszy i nie wiedział, co ta piękna blondynka ma za uszami.
- Od kiedy niby jesteś taka miła? Tak nagle ci się pozmieniało, co?
– zapytał, odrobinę zbyt uszczypliwym tonem. Bo jak to; jeszcze pół godziny
temu wyglądała jakby miała ochotę zepchnąć go ze schodów, a teraz tak po prostu
proponuje mu kolację. Coś mu tutaj nie pasowało…
- Jak tam sobie chcesz – mruknęła rozdrażniona Halszka, przeszywając
go morderczym spojrzeniem. – Ty nie trawisz mnie, ja twojej obecności też nie
przyjęłam z jakimś huraoptymizmem, ale skoro musimy przebywać przez te kilka
dni pod jednym dachem, wypadałoby przynajmniej spróbować dogadać się albo po
prostu nie wchodzić sobie w drogę, ale skoro ty, Sherlock’u, wszędzie
doszukujesz się jakichś podstępów, to proszę bardzo; droga wolna! Tylko nie mów
później Karolowi, że nie wyciągnęłam ręki jako pierwsza – wyrzuciła z siebie z
prędkością karabinu maszynowego i wróciła do czeluści karolowej kuchni, w
której roznosił się już aromatyczny zapach makaronu z sosem.
W sumie miała rację; skoro jako pierwsza chciała
dojść do jakiegokolwiek porozumienia, powinien to uszanować i przynajmniej
spróbować dogadać się z Kłosówną. Odwiesił bluzę i westchnął cicho, by nie
narażać się na jej większy gniew. Wsadził głowę do kuchni i ujrzał Halszkę,
stojącą do niego plecami i zawzięcie mieszającą coś w garnku. Wszedł do
pomieszczenia i oparł się o zlew, by móc doskonale widzieć jej twarz.
- Przepraszam… - zaczął odrobinę trzęsącym się głosem, co były do
niego kompletnie niepodobne. – Zachowałem się jak dupek. W sumie zawsze się tak
zachowuję, więc nic nowego. Masz rację; miałaś dobre intencje, a ja jak zwykle
węszę, chociaż temu nie powinnaś się dziwić ze względu na nasze wcześniejsze
stosunki. Może skocze po jakieś wino do kolacji, co? – rzuciła na niego okiem i
pokręciła lekko głową, z tym samym zaciętym wyrazem twarzy.
- Nie trzeba, w lodówce chłodzi się butelka jakiegoś karolowego
sikacza. Otwieracz jest w szufladzie, gdybyś był tak łaskawy…? – skinął jedynie
głową i zabrał się za otwieranie wina.
Kątem oka obserwowała jego płynne ruchy. Zmienił
się, bardzo się zmienił, ale wciąż był zadufanym w sobie dupkiem i w dalszym
ciągu nie cierpiała go najbardziej na świecie. Karol prosił, wręcz błagał, by
przez te kilka dni była dla niego miła, a przecież nie mogła zawieść ukochanego
braciszka, który był dla niej najważniejszą osobą na świecie.
- Lampki…? – wskazał na otwarte wino, jednocześnie wciągając jego
mocny zapach.
- W drugiej szafce od okna – mruknęła, nakładając danie na
kwadratowe talerze. Postawiła je na stole, serwetką wycierając kleksy sosu,
które burzyły ten idealny ład.
- Nieźle wygląda – rzucił środkowy, przypatrując się talerzom. – Mam
nadzieję, że nie ma tam żadnego gratisa w postaci cyjanku, co?
Zapowiadał się długi wieczór. Wieczór, który
może skończyć się morderstwem.
_______________
No, hej.
Mimo charakteru Halaszki, uwielbiam ją :3
OdpowiedzUsuńCo do pierwszej części opowiadania, podoba mi się :)
Pozdrawiam!
O kurcze, nie mogę przestać się uśmiechać :D Rozdział bardzo mi się podoba i już czekam na następny. Zastanawiam się tylko, czy moje serce to wytrzyma. Może lepiej wrócę tu za rok? Nieee, to byłoby zbyt proste. :P // iPl. :)
OdpowiedzUsuńNo, hej! :D Jak kiedyś umrę z miłości do Wronki, to będzie tylko i wyłącznie Twoja wina! Bo jak można od samego początku stworzyć coś tak...doskonałego?! Wiedziałam,że to tylko Ty potrafisz! :*
OdpowiedzUsuńTen pierwszy rozdział traktuję jako prezent z okazji moich piątkowych urodzin, dorzucić mogą jeszcze Skrzaty wygraną w niedzielę, oraz Czarni z Rzeszowem choć jeden set :D
A wracając do opowiadania, nie mogę się doczekać,co będzie dalej :D Coś czuję,że nie tylko będzie tak miło,jak na końcu,myślę,że oboje nie jednego psikusa sobie zrobią :) W końcu, Wrona to jeszcze takie duże dziecko,ale jakże kochane...
Twój repertuar,to... ♥♥♥
Pozdrawiam! :*
No hej, uwielbiam to. :)
OdpowiedzUsuńVE.
Opisy, to ty dajesz mistrzowskie :D ciekawi mnie ta ich kolacja. Zabiją się, czy nie? Oto jest pytanie.
OdpowiedzUsuńBoziu, jak to się miło, lekko i przyjemnie czyta... :) Pewnie to już gdzieś pisałam, ale powtórzę się : uwielbiam Twój styl pisania, Agg! :) :) :) <3
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - ja już się boję pomyśleć, co będzie się dalej działo przez te kilka wspólnych dni, jeśli od samego początku drą ze sobą koty! :) Lubię to! Zdecydowanie to lubię! :)
Co nie zmienia oczywiście faktu, że i Halszka, i Andrzej dostrzegli w tej drugiej osobie zmiany - zmiany na plus - aczkolwiek cóż z tego, skoro gdzieś tam w pamięci ciągle tkwi obraz sprzed kilku lat? :)
Czekam, czekam na kolejną odsłonę perypetii w Kłosowym mieszkaniu! :)
ściskam i całuję :***
Pati.
Oj, mam wrażenie, że tego toporu wojennego to tak szybko nie zakopią, oj nie. Ale to dobrze! Będzie ciekawie c:
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
hahahaha :D Jak Ty to robisz, coo?:)
OdpowiedzUsuń" Bez wahania mogła powiedzieć, że był naprawdę przystojnym mężczyzną. Bezmózgim, ale niezwykle przystojnym." <3
p
G
Jak zwykle udany rozdział, czekamy na następny! Mam nadzieję, że Halszka i Andrzej się dogadają i nie dojdzie do żadnego morderstwa :) Dobrze się czyta, dodatkowym plusem jest to, że lubię Wronkę :) No ale, kto go nie lubi?...
OdpowiedzUsuńZawsze czułam, że Wronka jest cudowny! A Halszka pobija moje wyobrażenia, jest taka zdecydowana, wredna, a zarazem honorowa i uparcie starająca się być miła. Oby z tego jednak nie wyszło morderstwo, bo szkoda by było :D
OdpowiedzUsuńklep!
OdpowiedzUsuńNie no ja wiedziałam, że tu się będzie się dużo i ciekawie/kasliwie dziać, ale no takiego końcowego pokojowego nastawienia to ja nie przewidziałam :) I z tego mojego miejsca mówię, że zdania to ty genialne wymyślasz ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-*
Coś czuję, że nie uda im się zakopać topora wojennego, tak szybko. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby się jeszcze z nią podroczył, a ona z nim xD
OdpowiedzUsuńA twoje opisy są genialne. Nie mogę doczekać się kolejnego ^^
Pozdrawiam ;*
Pokój nie potrwa długo. O to to ja się wręcz mogę założyć ;) Trochę nie łapię jeszcze o co Halszce w życiu chodzi. Oprócz tego że Wronka ją wkurwia, na przemian z tym że może on jednak nie jest taki zły. Endrju to Endrju i jestem ciekawa co tu dalej wymyślisz :)
OdpowiedzUsuńGenialnie się zaczyna! Jestem ciekawa co się wydarzy między Halszką i Andrzejem :) Czekam na kolejny i pozdrawiam serdecznie ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :D Ale czemu akurat imię Halszka? Takiego jeszcze nigdy nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny :)
Czo ten Wrona? Boi się grzecznej, kochanej, cudownej i uroczej Halszki? :D
OdpowiedzUsuń