środa, 26 lutego 2014

1. Jesteś na moim terenie.


  - Chciałabym powiedzieć, że miło cię widzieć, Andrzeju, ale niestety wtedy musiałabym skłamać, a musisz wiedzieć, że ja kłamstwa nie toleruję. Chociaż nigdy sama z siebie nie stwierdziłabym, że miło mi cię widzieć – przemilczała ,,komplement” siatkarza, posłała mu lodowate spojrzenie, uśmiechając się przy tym odrobinę kpiąco i odsunęła się na krok, by zrobić środkowemu miejsce w drzwiach.
       Już od pierwszej chwili wyprowadził ją z równowagi, ale poprzysięgła sobie, że za nic w świecie nie da tego po sobie poznać. Chce wojny? Bardzo proszę, będzie ją miał. Może wtedy nauczy się, że nie zadziera się z Halszką Kłos, a ktoś, kto to robi, najzwyczajniej w świecie jest głupcem. Dałaby sobie rękę uciąć, że Karol uprzedził go, by w żadnym wypadku nie stawał jej na odcisk, bo wtedy może zrobić się naprawdę nieprzyjemnie, ale widocznie nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Jeszcze nie wie, co ona potrafi, ale na własne życzenie dowie się tego w najbliższym czasie.
       Siatkarz wniósł do mieszkania swoją ogromną walizkę i zamknął za sobą drzwi, przy okazji lustrując wzrokiem sylwetkę siostry przyjaciela i zastanawiając się w jak tak ładnym opakowaniu, może skrywać się aż taka zołza? Prawdę powiedziawszy, na samą myśl, że najbliższe kilka dni będzie musiał spędzić w towarzystwie tej upiornej dziewuchy, robiło mu się słabo, a ciało oblewał zimny pot. Doskonale wiedział, że Halszka nigdy nie przepadała za nim; zresztą działało to w obie strony. Już jako mała dziewczynka była naprawdę okropna i z tego co słyszał od Karola, zostało jej to do tej pory. Miała obsesję na punkcie porządku, a odkąd rozstała się z tym całym Aleksem, pożal się Boże, trzydziestoletnim prawnikiem z nowobogackiej rodziny, podobno totalnie jej odbiło; zakopała się w książkach i nie wychodziła nigdzie, prócz na uczelnię i mecze Skry, której od kilku ładnych lat była fanką.
       Patrząc na jej oblicze,  jeszcze raz pomyślał, że to naprawdę wielka szkoda, że wygląd zewnętrzny nie idzie w parze z byciem osobą przy zdrowych zmysłach. Bo Halszka była naprawdę śliczna i, całe szczęście, kompletnie nie podobna do Karola. Wysoka, zgrabna, a światło od jej długich, idealnie wyszczotkowanych blond włosów, odbijało się niczym aureola. Delikatny makijaż miał na celu jedynie podkreślenie atrybutów jej urody, a granatowe rurki i marynarka zapięta tuż pod, swoją drogą, dość sporym biustem, idealnie ukazywały jej kobiece kształty. Widząc ją po raz pierwszy, na pewno zwróciłby na nią uwagę. Miała w sobie to coś, co przyciągało męskie oko. I wszystko byłoby idealnie, gdyby tylko się nie odzywała…
       Kompletnie nie przypominała tej pucołowatej dziewczynki z warkoczykami, która koniecznie chciała się z nimi bawić, podczas gdy oni, w swojej sforze, nie mieli miejsca dla jakiejś tam dziewuchy. Zawsze wtedy szła ze skargą do mamy Karola, która potem wparowywała do pokoju i kazała bawić im się z Halszką. Pamiętał nawet, że pewnego razu podpuścił ją, by weszła na drzewo, z którego potem spektakularnie runęła, łamiąc sobie rękę. Miał świadomość tego, że przegiął, ale wszelkie wyrzuty sumienia, zagłuszała radość z tego, że nie będzie się za nimi plątać przez okres najbliższych tygodni.
  - Rzeczy możesz zostawić w sypialni Karola, ale spać będziesz w salonie – wyminęła go o krok i otworzyła drzwi od łazienki. – Ręczniki masz w szafce tuż obok prysznica, poza tym prosiłabym żebyś po kąpieli wieszał je na grzejniku. Zwolniłam ci również szafkę na kosmetyki, więc się nie krępuj – zanim zdążył zajrzeć do środka, blondynka zamknęła mu drzwi przed nosem i zmierzyła przeszywającym spojrzeniem. - Ostrzegam cię, nie próbuj żadnych numerów. Jesteś na moim terenie.
  - Dzięki i postaram się stosować do twoich uwag – uśmiechnął się krzywo, bardzo wyraźnie czując wrogość panny Kłos. Nie zamierzał jednak się z nią kłócić, a przynajmniej do momentu, gdy ona tego nie zacznie. Chciał we względnym spokoju przeczekać te kilka dni, kiedy to ma zatrzymać się kątem w mieszkaniu swojego przyjaciela, by załatwić wszystkie sprawy związane z transferem i klubowym lokum, a potem w całym kawałku ruszyć na zgrupowanie kadry narodowej. O wiele prościej było by, gdyby Karol był na miejscu, ale skoro Kłos właśnie wygrzewa się na plaży, musiał przecierpieć obecność jego siostry. Miał tylko nadzieję, że w ciągu najbliższych dni, klub znajdzie mu służbowe mieszkanie i będzie mógł się stąd wynieść. Tak, o niczym innym nie marzył.
  - Nie ma za co. Jesteś może głodny? – zapytała ze sztuczną uprzejmością, chociaż Wrona na pewno wiedział, że nie robi tego ze szczerego serca. Przez myśl przeszło mu nawet, że dosypie czegoś działającego przeczyszczająco. Ona naprawdę była zdolna do wszystkiego!
  - Nie, jadłem na mieście. Ale jeśli pozwolisz, chętnie wziąłbym prysznic – wzruszyła lekko ramionami i, odwracając się na pięcie, poszła prosto do swojego pokoju.
       Mimo tego, że zamknęła za sobą drzwi, dalej czuła zapach perfum siatkarza; męski, mocny i, o zgrozo!, pociągający. W ogóle Andrzej wyglądał jakby lepiej niż czasów młodzików czy chociażby półtorej roku temu, kiedy to widziała go po raz ostatni; bez wątpienia nie był już chudym, kościstym i przerośniętym orangutanem, jak za czasów gdy razem z Karolem grali, a raczej parodiowali grę w warszawskim Metrze. Bez wahania mogła powiedzieć, że był naprawdę przystojnym mężczyzną. Bezmózgim, ale niezwykle przystojnym. Do tego ten głos… Halszka, opanuj się!, skarciła się w myślach. Przecież nie powinna myśleć tak o przyjacielu swojego brata, za którym do nigdy nie przepadała. Uwolniła się z wysokich obcasów, które kilka chwil później ustawiła równiutko w przeznaczonej do tego szafce i przetarła rękawem po błyszczącym materiale obuwia. Chwyciła notatki z Administracji publicznej w systemie politycznym i zaczęła je wertować, jednakże robiła to bez większego przekonania, kilkukrotnie czytając każde zdanie, zanotowane na kartce starannym pismem. Myślami wciąż była przy siatkarzu, który właśnie zawodził jakieś disco-polowe utwory pod prysznicem. Wiedząc, że znajdują się sam na sam pod jednym dachem, czuła się co najmniej nieswojo.
       Może nie powinna być dla niego aż tak niemiła dla przyjaciela Karola? Przecież nie mają już po kilkanaście lat i powinni zachowywać się jak dorośli ludzie, a nie dwójka szczeniaków, która najchętniej zadźgałaby się kuchennym nożem, a poćwiartowane zwłoki ukryła w beczce po kapuście. A przynajmniej powinni spróbować; może nie będzie między nimi jakiejś wielkiej przyjaźni, ale będzie miała do kogo otworzyć usta przez te kilka dni. Zdecydowała, że powinni zakopać ten topór wojenny, który ciążył między nimi przez te kilka ładnych lat i to z jej strony padnie ku temu propozycja. Dziecięce animozje już dawno powinny odejść w zapomnienie. Przynajmniej na te kilka dni, kiedy to razem mieli zajmować mieszkanie starszego z rodzeństwa Kłosów, potem znowu mogą się nienawidzić. Podniosła się z łóżka i odłożywszy notatki na stół,  poczłapała w stronę drzwi. Jeszcze raz spojrzała na swoje lustrzane odbicie i upewniwszy się, że wygląda tak, jak założyła to sobie kilka godzin wcześniej, nacisnęła mosiężną klamkę. Powędrowała do kuchni i otworzyła lodówkę z nadzieją, że olśni ją co mogłaby przygotować na kolację. W oczy rzucił jej się jedynie kawałek wędzonego boczku i śmietana, więc jedyną rzeczą, jaką mogła z tego przygotować, było spaghetti carbonara.


       Zakręcił kurek od wody i kilkakrotnie potrząsnął głową, by pozbyć się nadmiaru wody na włosach. Czuł się odrobinę nieswojo, będąc sam na sam w mieszkaniu z tą szaloną blondynką. Stanął przed lustrzaną taflą, dokładnie obserwując swoje oblicze. Był Andrzejem Wroną, zwykłym chłopakiem ze stolicy, który jutro dzięki jednemu, małemu podpisowi, spełni swoje największe marzenie; stanie się zawodnikiem Skry Bełchatów. Gdy zespół z Bydgoszczy na dobre zaczął się wykruszać, nawet nie pomyślałby, że będzie chciała go Wielka Skra, o której marzył, stawiając swoje pierwsze kroki na halowych parkietach. Uśmiechnął się sam do siebie, mając nadzieję, że tym razem szczęście go nie upuści. Osuszył nagie ciało i ubrał się w przygotowane wcześniej ubrania.
  - Wychodzisz? – zapytała odrobinę zdziwiona, stając w progu kuchennych drzwi. Zrzucił okiem na jej ubiór; nawet w materiałowym, dopasowanym fartuszku prezentowała się nienagannie. Perfekcyjna pani domu z bożej łaski.
  - Taa, idę rozejrzeć się po mieście i przy okazji coś zjeść – mruknął, sięgając po czarną bluzę, która do tej pory spoczywała spokojnie na wieszaku, przymocowanym do wzorzystej ściany w korytarzu.
  - Och, bo pomyślałam, że moglibyśmy zjeść razem. Przygotowałam kolację na dwoje osób, która cudownie pachnie i wygląda dość smacznie, więc szkoda, żeby miało się zmarnować – odparła z fałszywą skromnością i uśmiechnęła się w ten sposób od którego Wronie powinny zmięknąć nogi. I pewnie zmiękłyby, gdyby widział ją po raz pierwszy i nie wiedział, co ta piękna blondynka ma za uszami.
  - Od kiedy niby jesteś taka miła? Tak nagle ci się pozmieniało, co? – zapytał, odrobinę zbyt uszczypliwym tonem. Bo jak to; jeszcze pół godziny temu wyglądała jakby miała ochotę zepchnąć go ze schodów, a teraz tak po prostu proponuje mu kolację. Coś mu tutaj nie pasowało…
  - Jak tam sobie chcesz – mruknęła rozdrażniona Halszka, przeszywając go morderczym spojrzeniem. – Ty nie trawisz mnie, ja twojej obecności też nie przyjęłam z jakimś huraoptymizmem, ale skoro musimy przebywać przez te kilka dni pod jednym dachem, wypadałoby przynajmniej spróbować dogadać się albo po prostu nie wchodzić sobie w drogę, ale skoro ty, Sherlock’u, wszędzie doszukujesz się jakichś podstępów, to proszę bardzo; droga wolna! Tylko nie mów później Karolowi, że nie wyciągnęłam ręki jako pierwsza – wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego i wróciła do czeluści karolowej kuchni, w której roznosił się już aromatyczny zapach makaronu z sosem.
       W sumie miała rację; skoro jako pierwsza chciała dojść do jakiegokolwiek porozumienia, powinien to uszanować i przynajmniej spróbować dogadać się z Kłosówną. Odwiesił bluzę i westchnął cicho, by nie narażać się na jej większy gniew. Wsadził głowę do kuchni i ujrzał Halszkę, stojącą do niego plecami i zawzięcie mieszającą coś w garnku. Wszedł do pomieszczenia i oparł się o zlew, by móc doskonale widzieć jej twarz.
  - Przepraszam… - zaczął odrobinę trzęsącym się głosem, co były do niego kompletnie niepodobne. – Zachowałem się jak dupek. W sumie zawsze się tak zachowuję, więc nic nowego. Masz rację; miałaś dobre intencje, a ja jak zwykle węszę, chociaż temu nie powinnaś się dziwić ze względu na nasze wcześniejsze stosunki. Może skocze po jakieś wino do kolacji, co? – rzuciła na niego okiem i pokręciła lekko głową, z tym samym zaciętym wyrazem twarzy.
  - Nie trzeba, w lodówce chłodzi się butelka jakiegoś karolowego sikacza. Otwieracz jest w szufladzie, gdybyś był tak łaskawy…? – skinął jedynie głową i zabrał się za otwieranie wina.
       Kątem oka obserwowała jego płynne ruchy. Zmienił się, bardzo się zmienił, ale wciąż był zadufanym w sobie dupkiem i w dalszym ciągu nie cierpiała go najbardziej na świecie. Karol prosił, wręcz błagał, by przez te kilka dni była dla niego miła, a przecież nie mogła zawieść ukochanego braciszka, który był dla niej najważniejszą osobą na świecie.  
  - Lampki…? – wskazał na otwarte wino, jednocześnie wciągając jego mocny zapach.
  - W drugiej szafce od okna – mruknęła, nakładając danie na kwadratowe talerze. Postawiła je na stole, serwetką wycierając kleksy sosu, które burzyły ten idealny ład.
  - Nieźle wygląda – rzucił środkowy, przypatrując się talerzom. – Mam nadzieję, że nie ma tam żadnego gratisa w postaci cyjanku, co?
       Zapowiadał się długi wieczór. Wieczór, który może skończyć się morderstwem. 

_______________

No, hej.


ask                 facebook                    39091085

17 komentarzy:

  1. Mimo charakteru Halaszki, uwielbiam ją :3
    Co do pierwszej części opowiadania, podoba mi się :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze, nie mogę przestać się uśmiechać :D Rozdział bardzo mi się podoba i już czekam na następny. Zastanawiam się tylko, czy moje serce to wytrzyma. Może lepiej wrócę tu za rok? Nieee, to byłoby zbyt proste. :P // iPl. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, hej! :D Jak kiedyś umrę z miłości do Wronki, to będzie tylko i wyłącznie Twoja wina! Bo jak można od samego początku stworzyć coś tak...doskonałego?! Wiedziałam,że to tylko Ty potrafisz! :*
    Ten pierwszy rozdział traktuję jako prezent z okazji moich piątkowych urodzin, dorzucić mogą jeszcze Skrzaty wygraną w niedzielę, oraz Czarni z Rzeszowem choć jeden set :D
    A wracając do opowiadania, nie mogę się doczekać,co będzie dalej :D Coś czuję,że nie tylko będzie tak miło,jak na końcu,myślę,że oboje nie jednego psikusa sobie zrobią :) W końcu, Wrona to jeszcze takie duże dziecko,ale jakże kochane...
    Twój repertuar,to... ♥♥♥
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No hej, uwielbiam to. :)
    VE.

    OdpowiedzUsuń
  5. Opisy, to ty dajesz mistrzowskie :D ciekawi mnie ta ich kolacja. Zabiją się, czy nie? Oto jest pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boziu, jak to się miło, lekko i przyjemnie czyta... :) Pewnie to już gdzieś pisałam, ale powtórzę się : uwielbiam Twój styl pisania, Agg! :) :) :) <3

    Co do rozdziału - ja już się boję pomyśleć, co będzie się dalej działo przez te kilka wspólnych dni, jeśli od samego początku drą ze sobą koty! :) Lubię to! Zdecydowanie to lubię! :)
    Co nie zmienia oczywiście faktu, że i Halszka, i Andrzej dostrzegli w tej drugiej osobie zmiany - zmiany na plus - aczkolwiek cóż z tego, skoro gdzieś tam w pamięci ciągle tkwi obraz sprzed kilku lat? :)
    Czekam, czekam na kolejną odsłonę perypetii w Kłosowym mieszkaniu! :)

    ściskam i całuję :***
    Pati.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, mam wrażenie, że tego toporu wojennego to tak szybko nie zakopią, oj nie. Ale to dobrze! Będzie ciekawie c:
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahaha :D Jak Ty to robisz, coo?:)
    " Bez wahania mogła powiedzieć, że był naprawdę przystojnym mężczyzną. Bezmózgim, ale niezwykle przystojnym." <3
    p
    G

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zwykle udany rozdział, czekamy na następny! Mam nadzieję, że Halszka i Andrzej się dogadają i nie dojdzie do żadnego morderstwa :) Dobrze się czyta, dodatkowym plusem jest to, że lubię Wronkę :) No ale, kto go nie lubi?...

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze czułam, że Wronka jest cudowny! A Halszka pobija moje wyobrażenia, jest taka zdecydowana, wredna, a zarazem honorowa i uparcie starająca się być miła. Oby z tego jednak nie wyszło morderstwo, bo szkoda by było :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie no ja wiedziałam, że tu się będzie się dużo i ciekawie/kasliwie dziać, ale no takiego końcowego pokojowego nastawienia to ja nie przewidziałam :) I z tego mojego miejsca mówię, że zdania to ty genialne wymyślasz ;D
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Coś czuję, że nie uda im się zakopać topora wojennego, tak szybko. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby się jeszcze z nią podroczył, a ona z nim xD
    A twoje opisy są genialne. Nie mogę doczekać się kolejnego ^^
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Pokój nie potrwa długo. O to to ja się wręcz mogę założyć ;) Trochę nie łapię jeszcze o co Halszce w życiu chodzi. Oprócz tego że Wronka ją wkurwia, na przemian z tym że może on jednak nie jest taki zły. Endrju to Endrju i jestem ciekawa co tu dalej wymyślisz :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Genialnie się zaczyna! Jestem ciekawa co się wydarzy między Halszką i Andrzejem :) Czekam na kolejny i pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział! :D Ale czemu akurat imię Halszka? Takiego jeszcze nigdy nie słyszałam.
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Czo ten Wrona? Boi się grzecznej, kochanej, cudownej i uroczej Halszki? :D

    OdpowiedzUsuń