piątek, 15 stycznia 2016

22. Nie jagodziuj mi tutaj!



  - Matko Boska Bełchatowska, Kalina! Jak Skrę kocham, zamorduję cię kiedyś, a ten twój kolorowy łeb nabiję na pal i przejdę razem z narodowcami przez Piotrkowską! - Kłosówna odskoczyła od nieco zdezorientowanego środkowego, następując mu tym samym na stopę, na co siatkarz pisnął głośno. Typowo babsko.
           Kalka z wielkim trudem stłumiła w sobie śmiech; przecież dzięki temu, że nakryła ich w tym jakże ustronnym miejscu, podczas tej jakże intymnej chwili, miała okazję w końcu przeprowadzić z ową dwójką rozmowę o sprawie, która już od kilku dni spędzała jej sen z powiek. Ani Halszka, ani Andrzej, nie byli przecież na tyle głupi, ażeby zacząć wkręcać jej, że to blondynka przypadkowo wpadła w andrzejowe ramiona albo siatkarz wyciągał jej coś z oka; zresztą Kalina zawsze potrafiła wywęszyć, że Kłosówna próbuje wcisnąć jej jakiegoś kita. Miała w głowie coś na kształt czerwonej lampki i podświadomie wyczuwała wszystkie uczucia, które towarzyszyły jej przyjaciółce.
          Wiadome było również to, że bez jej pomocy, dwójka tych głąbów nigdy się nie zejdzie. Gdy jedno będzie już pewne tego, czego chce, drugie nagle zmieni zdanie - dlatego potrzebowali osoby trzeciej, a dokładniej Kaliny Apolonii Malińskiej. Karol w tej sytuacji mógł bardziej zaszkodzić, aniżeli pomóc; przez karolową apodyktyczność, Andrzej musiałby spieprzać gdzie pieprz rośnie, zanim nawet przeszłoby mu przez głowę dobieranie się do halszkowych majtek. Albo nawet skarpetek. Bowiem nadopiekuńczość pana Kłosa znana była już w całym województwie łódzkim, zahaczając także o część mazowieckiego. Karol był typowym przykładem nadgorliwego starszego brata; każdy potencjalny kandydat do ręki jego jedynej siostry zostałby przemaglowany na każdy możliwy sposób. Przecież nie oddałby swojej ukochanej Haleczki byle komu. A Andrzeja znał z każdej, nawet tej najgorszej strony.
  - Ja już nie mogę za wami nadążyć - mruknęła Malińska, poprawiając swoją niesforną grzywkę. - Normalnie jak w tej bajce Brzechwy, Żuraw i czapla, tak? Raz się uwielbiacie, całujecie po kątach, a na drugi dzień jedno ma ochotę poćwiartować drugie, a zwłoki wrzucić do Rakówki. No ludzie, zastanówcie się trochę nad sobą, bo to już staje się nieco żenujące. Dorośli, a zachowujecie się jak te… No, gimbusy? Przecież Karol nie jest głupi i gdy w końcu domyśli się, co jest grane, będzie miał pretensje, że dowiedział się jako ostatni i nogi wam z dupska powyrywa.
  - Czego dowiem się jako ostatni…? - Kłos wyszedł zza winkla, rzucając całej trójce badawcze spojrzenie. Halszka przeraziła się, widząc zaciśnięte w wąską linię wargi brata, nie zwiastujące niczego dobrego. Ale w końcu przecież musiałby się dowiedzieć, a im później miałoby to miejsce, tym większa byłaby złość jej jedynego brata.
  - Bo my... - zaczął Wrona, stając przed dziewczyną, która ukradkiem dotykała jego ramienia. Chuj mi w dupę, fotomontaż - pomyślał środkowy - przecież ją kocham, a Karolowi w sumie nic do tego. Powścieka się i odpuści. Przecież zależy mu na jej szczęściu.  
          W momencie, gdy środkowy Skry chciał dokończyć zdanie, Halszce raptownie zakręciło się w głowie, a potem była już tylko ciemność...



      Jagoda Kłos swoim sposobem bycia zawsze przyćmiewała swojego małżonka, dzieci i ogólnie pozostałą część rodziny. Należała do kobiet, które przypominały huragan; zawsze wokół siebie robiła nie lada zamieszane i nikt nie potrafił przejść obok niej obojętnie. Tak było również teraz, bo chcąc dowiedzieć się w szpitalnej recepcji, w jakim pokoju ulokowano jej jedyną córkę, narobiła rabanu na pół szpitala, ściągając niemalże cały personel, który przyglądał się jej z zaciekawieniem.
          Rozpięła elegancki żakiet od znanego, warszawskiego projektanta i nerwowo spojrzała na tarczę złotego zegarka, otrzymanego od małżonka z okazji tegorocznych Walentynek. Nawet prezent, który z reguły powinien być romantyczny, dla pani Kłos musiał być przede wszystkim praktyczny; tę praktyczność Halszka odziedziczyła po matce, w odróżnieniu od Karola, który wiecznie bujał z głową w chmurach. Oprócz tego, odziedziczyła po matce również jasne, proste jak druty włosy i nieco wysunięty podbródek, który według dziewczyny był jej największym mankamentem. Nie licząc kostek. Halszka naprawdę nienawidziła swoich kostek.
  - Jak to nie mogę jej teraz odwiedzić?! To chyba jakaś kpina! – czterdziestopięcioletnia kobieta pokręciła głową, krzyżując ręce na piersiach. – Chcę rozmawiać z ordynatorem. Natychmiast. I mało mnie obchodzi to, że jest zajęty.
  - Ależ proszę pani, proszę się uspokoić… - młoda pielęgniarka spokojnym głosem starała się przekonać rodzicielkę Kłosów do opanowania emocji, co wywołało odwrotny skutek, bo Jagoda fuknęła głośno w stronę siostry Barbary, bo takie imię widniało na plakietce przyczepionej do jej śnieżnobiałego fartucha.
  - Nie będę spokojna dopóki nie zobaczę swojej córki, czy nie wyraziłam się dość jasno? – odpowiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Apodyktyczność Jagody często miała odzwierciedlenie w życiu codziennym rodziny. Jej mąż, Radosław, z natury był człowiekiem spokojnym, zabierającym głos jedynie wtedy, gdy nadchodziła ku temu potrzeba, co jego ukochana żona umiejętnie wykorzystywała. To właśnie Jagoda była przysłowiową głową rodziny, trzymającą wszystko w ryzach. Rola Radosława w życiu rodzinnym ograniczała się jedynie do zarabiania pieniędzy i naprawiania domowych usterek. Chociaż i z tym pani Kłos doskonale by sobie poradziła. – Chyba nie myśli pani, że jechałam taki kawał z Warszawy, żeby pocałować klamkę? Na Boga, to moje dziecko…
  - Jagodziu… - zaczął niepewnie Radosław, dotykając ramienia żony.
  - Nie jagodziuj mi tutaj! Halszka być może tam umiera, a ty jesteś spokojny! Jaki z ciebie ojciec? Byś się wstydził! – widząc minę żony, mężczyzna machnął tylko ręką. Przecież ich syn, podczas rozmowy telefonicznej, wyraźnie powiedział, że to zwykłe osłabnięcie i Halszka została jedynie na obserwację. Nic więcej. 
  - Zobaczę, co da się zrobić - odparła pielęgniarka i sięgnęła po słuchawkę telefonu.
  - To jakiś skandal, co tutaj w ogóle się wyprawia - warknęła pani Kłos, zaczesując palcami włosy. - Karolu, opowiedz mi jeszcze raz, co się stało? I dlaczego po raz kolejny twoja siostra wylądowała przez  tego twojego kolegę, Andrzeja, w szpitalu?
  - Mamo, musisz to wywlekać? Przecież minęło już kilkanaście lat! A zresztą to nie była wina Andrzeja; lekarz powiedział, że czekają na wyniki badań, ale raczej to nie jest coś, co mogłoby zagrażać jej życiu, więc uspokój się w końcu, bo zwracasz na siebie uwagę całej izby przyjęć - Karol zwrócił się do matki.
  - Pani Kłos leży w sali 32, drugie piętro. Ordynator wyraził zgodę na kilka minut widzenia z pacjentką, potem zaprasza do swojego gabinetu – odpowiedziała uprzejmie siostra, wskazując drogę do windy.




  - … no i zemdlałaś – Karol skończył swoją opowieść, a następnie oparł się o metalową ramę szpitalnego łóżka. Jagoda i Radosław po krótkiej wizycie w sali, w której ulokowano ich młodszą pociechę, udali się do lekarza prowadzącego ich córkę. – No i w sumie nie wiem, co chcieliście mi powiedzieć? Ty padłaś, zaraz zrobiło się zamieszanie, a zanim zdążyłaś się ocknąć, byliśmy już na izbie przyjęć.
  - Sama chciałabym wiedzieć, co Wrona chciał ci powiedzieć? Znając go, pewnie nie byłoby to nic mądrego – Kłosówna ucięła, poprawiając włosy. Po drugiej kroplówce, Halszka zaczęła wyglądać nieco lepiej; na jej twarzy pojawiły się nawet minimalne rumieńce. – Nie wiesz jak długo tutaj zostanę? Jest możliwość, że dzisiaj wrócę do domu?
  - Dzisiaj raczej nie, mama już się o to postara – Karol posłał siostrze badawcze spojrzenie. – Powiedz mi, Halszka, ty znowu jesteś na jakiejś diecie? Przecież wiesz, że nie musisz się odchudzać. Raczej powinnaś przytyć, bo te wystające obojczyki nie wyglądają dobrze…
  - Nie jestem na żadnej diecie. Po prostu zakręciło mi się w głowie, a ty nakręcasz jakąś aferę. Zacznijmy od tego, że niepotrzebnie zawiadomiłeś rodziców; mama już zaczęła panikować i pewnie rozstawia już wszystkich po kontach – Kłosówna sięgnęła po torebkę i wyciągnęła z niej lusterko. – W tym świetle wyglądam jak trup, cholera jasna!
         Nie tylko wyglądała jak trup, tak również się czuła; zawroty głowy zdarzały się jej coraz częściej, a przy dawce stresu, którą zafundowała jej Kalina, a później Karol, w ogóle nie zdziwiła się, że na moment straciła przytomność. Nosiła się z zamiarem pójścia do lekarza, ale ciągle coś jej wypadało. Jak zwykle było milion ważniejszych spraw niż jej zdrowie. I to znowu zaczęło się na niej odbijać.
          Ktoś zapukał do drzwi i chwilę później w sali pojawiło się zazwyczaj wesołe trio w składzie Ilona, Kalina i Andrzej. Kłosówna przywołała ich gestem dłoni i wskazała dwa krzesła, oparte o ścianę. Nie myślała, że Wrona pojawi się w szpitalu. Właściwie nie wiedziała, co sobie myślała… Mieli po prostu porozmawiać, a on rzucił się na nią z tym jęzorem, potem pojawiła się Kalina, później Karollo i jedna, wielka ciemność. Cholera jasna! Jak zwykle nic jej nie wychodziło. Posłała Kalinie błagalne spojrzenie; sekundę później jej przyjaciółka najwyraźniej rozkminiła, o co chodzi.
  - Kłosie, może podjedziemy do waszego mieszkania po kilka rzeczy dla Halki, co? Przecież zostaniesz tutaj na obserwację, więc może potrwać to nawet kilka dni, prawda? – rzekła przyjaciółka Kłosówny, drapiąc się po głowie.
  - No to skoczcie z Iloną po rzeczy Halki – środkowy sięgnął po klucz.
  - No podjedź z nami. Przecież nie będę trzepać ci całej chałupy, a samochodem będzie szybciej niż gdybyśmy miały iść z kapcia – wyjaśniła szybko Malińska, kierując się do wyjścia.
  - Wronka posiedzi z Halą, zresztą za jakiś czas pewnie wpadną tu wasi rodzice – przyszła bratowa puściła dziewczynie buziaka w powietrzu i pociągnęła narzeczonego za rękę, domyślając się, co zaplanowała Kalka.
          Odprowadzili ich wzrokiem, a potem ich spojrzenia spotkały się na moment. Zaledwie moment, bo potem obydwoje go opuścili. Andrzej chciał usiąść obok niej, przytulić do siebie, pocałować w czoło i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Chciał powiedzieć, że będzie robił wszystko, żeby tylko była szczęśliwa. Chciał powiedzieć, że przekona cały świat, a przede wszystkim ją samą, że jest jej wart. Chciał, ale stchórzył. Jak zwykle. 

__________

Powinnam coś powiedzieć, wytłumaczyć się... 
Ale nie potrafię. Na jakiś czas straciłam serce do pisania; przestało mi ono sprawiać przyjemność, stało się obowiązkiem. Miałam tak zwany kryzys twórczy.
Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy i znowu odzyskam radość z pisania.

Jeśli nadal tu jesteście, zostawicie chociażby emotikon. Chciałabym zobaczyć, czy jeszcze o mnie pamiętacie? :)

ask                          facebook                         39091085

37 komentarzy:

  1. Pamiętamy, czekamy i jesteśmy chętni chłonąć nowości ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem i wytrwale czekam ;) ale znowu ciśnie mi się pod palce tylko jedno: Andżej, ty głupku -,-

    OdpowiedzUsuń
  3. No pewnie, że pamiętamy. Wytrwale czekałyśmy. Mam nadzieje, że Andrzej w końcu weźmie się w garść!
    Pozdrawiam,
    Karolina R. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Cię za to opowiadanie bo jest cudowne, najcudowniejsze. Ale mam ochotę powyrywać włosy za to, że tak rzadko dodajesz. :|

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za miła niespodziankaaaaaaaaaaaa!:)
    Jesteśmy, czekamy i codziennie sprawdzamy, nic się nie martw :)
    Andrzej, do boju! Czas najwyższy :)
    p,
    G

    OdpowiedzUsuń
  6. pamiętamy jak cholera! :D
    byłam jestem i będę do końca :*
    a i ja kryzys twórczy przezywam tak raz na dwa miechy więc tym u ciebie nie masz się co martwić :D

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie ze wróciłaś :* jesteśmy cały czas!

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG! Jak ja się cieszę, że wróciłaś! Opłacało się czekać na taki wspaniały rozdział <333 kocham to opowiadanie <33 Ale co się stało Halszce? To cos poważnego? Oby nie. A Andrzej niech się ogarnie i określi swoje uczucia bo ją straci ;c Czekam na next <333/M

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem, jestem! Cały czas jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudnie, że ciąg dalszy następuje :)

    życzę weny i oby kolejne rozdziały pojawiały się często :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem i czekam ciągle na nowe rozdziały :)Oby nowy pojawił się jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudownie, że wróciłaś ❤️ <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdzie Wojtek? :D

    OdpowiedzUsuń
  14. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  15. a miało być tak pięknie... :(
    w ogóle, to cześć Agg <3 :* fajnie, że wróciłaś :)
    a już myślałam, że ta dwójka w końcu się przełamie :/
    Jagoda Kłos zrobiła zamieszanie na izbie przyjęć, ale skutecznie dotarła do córka. Mam nadzieję, że Halszce nic poważnego nie będzie, i że to nie jest cisza przed burzą...
    Ściskam Cię mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Przez tą maturę jestem tak zakręcona, że zapomniałam skomentować. Niedługo to zapomnę własnej głowy. Przepraszam za tak wielkie spóźnienie!
    Wrona na co ty czekasz? Masz Halszce wszystko ładnie powiedzieć :) a Jagoda podejrzewam, że przez temperament szybko dogadałaby się z Kaliną :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy możemy spodziewać się nowego ? :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Znalazłam to opowiadanie dzisiaj i tak się wyciągnęłam w czytanie ze nadrobilam w około 2h. Man nadzieję że odzyskasz chęci do p pisania i już niedługo będę mogła daje czytać o losach Andrzeja i Halszki. Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Będzie jeszcze ciąg dalszy?

    OdpowiedzUsuń
  20. Przeczytałam kolejny raz te opowiadanie i dopiero teraz zauważyłam wzmiankę o KOLEJNEJ diecie. Czy Halszka była na diecie? O.o Proszę dodaj next pliiiis <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy następny ? :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Czekamy na nowy rozdział.
    mamy nadzieje, ze już niedługo wrócisz na bloga

    OdpowiedzUsuń
  23. Kiedy następny rozdział????

    OdpowiedzUsuń