środa, 25 maja 2016

23. Bądź dużą dziewczynką, jak wzięłaś do ręki zabawki



  - Także ten... - zaczął Wrona, drapiąc się po swojej rozczochranej czuprynie. - Jak się czujesz?
          Jak się czuła? Żadne znane jej słowo, nie byłoby w stanie tego określić, a zasób słownictwa miała bogaty jak mało kto. Czuła się jakby dostała patelnią w tył głowy. Czuła jakby lodowate igły wbijały się w jej ciało i jedyne, czego potrzebowała, to on przy jej boku. Potrzebowała jego silnego ramienia, otaczającego jej kościste obojczyki, potrzebowała zapachu drogich perfum, wirującego w jej nozdrzach. Potrzebowała jego ciepłych ust, muskających jej blady policzek. Potrzebowała ciepłego oddechu, otulającego jej kark. Potrzebowała jego gęstych, ciemnych włosów między swoimi palcami. Kręciło jej się w głowie, zbierało na wymioty, chciało się płakać, a oddech stawał się nienaturalnie płytki i szybki. Nigdy nie przypuszczała, że można czuć aż tak wiele naraz.
          Ale w tej chwili nie tylko Wronę miała na głowie. Podświadomie czuła, że z jej zdrowiem nie jest dobrze. Te zawroty głowy zdarzały się coraz częściej. Początkowo myślała, że to przez to, iż jadała teraz sporadycznie. Praca, uczelnia, potajemne wzdychanie do Wrony i zastanawianie się czy to właśnie on, a nie Włodarczyk jest mężczyzną, z którym mogłaby stworzyć związek, zajmowały jej cały czas. Karol nie mógł jej kontrolować, gdyż przygotowania do nowego sezonu zajmowały jego cały wolny czas. A Kalina? Kalina zawsze, gdy była zakochana, traciła resztki zdrowego rozsądku, więc nie w głowie było jej sprawdzanie czy Kłosówna zjadła należytą porcję.
  - Dobrze - odparła cicho, przyglądając się swoim paznokciom. Chociaż chciała krzyknąć, że wcale nie jest dobrze. A na pewno nie jest dobrze między nimi. Jest gorzej niż źle.
          Bo bez niego. Bez niego tak naprawdę. Jak mogła zakochać się w kimś takim jak Wrona? Przecież nigdy nie pałała do niego sympatią, więc dlaczego tak nagle jej się odwidziało?
          Ale gdyby tak naprawdę się w nim zakochała, nie miałaby przecież w głowie Włodarczyka. Nigdy nie należała do osób, wodzących kogoś za nos, dlaczego więc tak robi z Wojtkiem? Przecież nie zasłużył na to! 
  - To dobrze - szepnął Andrzej.
  - Tak - mruknęła cicho, wlepiając oczy w odbiornik telewizyjny, który był w tym momencie wyłączony.
          Właściwie nie wiedziała czy pomysł pozostania Wrony w szpitalnej sali, był pomysłem dobrym? Wolałaby posiedzieć w samotności, nie martwiąc się tym, że Andrzej widzi ją w takim stanie. Doskonale wiedziała, że to bardzo płytkie, iż bardziej martwią ją nieułożone włosy, aniżeli nagłe omdlenie, które zresztą przydarzyło się na oczach środkowego, co było kolejnym powodem do wstydu. Biały telefon ze srebrnym jabłuszkiem zawibrował głośno na szpitalnianej szafce, skupiając tym samym uwagę całego dwuosobowego towarzystwa. Szepcząc krótkie przepraszam, Kłosówna sięgnęła po komórkę. Przesunęła palcem po dotykowym ekranie i przeczytała wiadomość od Włodarczyka. Wszystko dobrze, bo martwię się jak cholera? Dzwoniłem do Karollo, ale odzywa się tylko poczta, a nie chciałem dobijać się do Ciebie, bo pewnie robią Ci właśnie pendyliony badań. Daj znać, proszę. :( Całuję, W..
  - To Wojtek. Martwi się - powiedziała, obserwując jak siatkarzowi ściągają się mięśnie twarzy.
          Czyli jest zazdrosny. Bingo.
  - Rozumiem - syknął. - Mam wrażenie, że jesteście blisko.
  - Po czym wysnułeś takie wnioski...?
  - Łazi za tobą, wypisuje ciągle, a podczas kolacji nie odrywał od ciebie wzroku. Chyba jest totalnie zabujany. Przynajmniej, moim skromnym zdaniem, dokładnie tak zachowuje się zabujany facet.
  - A ty jak widzę, masz z tym jakiś problem. No ładnie - zaśmiała się cicho, obserwując dokładnie twarz środkowego.
  - Ależ skądże - siatkarz potrząsnął głową. - Nie mam z tym żadnego problemu - wypuścił ze świtem powietrze. - Albo mam. Wkurzają mnie te jego maślane oczy, tym bardziej, że chyba coś między nami było - wyciągnął swoje długie nogi i spojrzał na nią w taki sposób, od którego - gdyby tylko stała - na pewno zmiękłyby jej nogi. Żaden facet nie działał tak na nią; nawet Aleksander. Żadnego dotąd tak nie pożądała, żaden nie sprawiał, że byłaby w stanie zrobić dla niego wszystko. Ale doskonale wiedziała, że Wrona nie jest dla niej. Podświadomie czuła, że związek z nim byłby jak tykająca bomba. Byli dwójką najbardziej niedobranych osób na świecie.
          Poza tym, był przecież Wojtek. Nie chciała go przecież ranić, bo to naprawdę fantastyczny chłopak i zasługiwał na kogoś, kto potrafiłby go docenić. Zasługiwał na dziewczynę, która pokochałaby go całym sercem. A w tym przypadku byłoby to niemożliwe, bo Halszka doskonale wiedziała, że pewna część jej serca od zawsze należała do Andrzeja Wrony...
  - No wiesz, Wrona. To twój problem. Mi osobiście jakoś to nie przeszkadza.
  - To zastanów się w końcu czego tak naprawdę chcesz? Bądź dużą dziewczynką, jak wzięłaś do ręki zabawki*.
          Drzwi sali otworzyły się i dumnym krokiem do środka wkroczyła Jagoda Kłos, a zaraz za nią jej małżonek, Radosław. Niebieska torebka Korsa spoczęła na szpitalnym łóżku córki, a tuż obok niej rodzicielka, która zaczęła lustrować wzrokiem Kłosównę.
  - Halciu, jak się czujesz? - przyłożyła rękę do jej czoła. - Jesteś taka chuda... Tyle razy mówiłam ci, że nie musisz się odchudzać! Jesteś niepoważna, Halszko Kłos! Jak mogłaś doprowadzić się do takiego stanu? Chyba będziesz musiała wrócić do Warszawy, żebym miała cię na oku...
  - Nie! - wyrwało się Wronce, zdecydowanie za głośno. Jego policzki poczerwieniały pod uważnym spojrzeniem trójki Kłosów. - To znaczy chodzi mi o to, że Halszka tutaj ma studia, pracę... I... Eee... My się nią zajmiemy. To znaczy, Karol się zajmie. I Kalina... No w sumie, to wszyscy będziemy się nią opiekować, także niech się pani nie martwi, pani Jagodo - Andrzej wyszczerzył się. - Ja już pójdę. Zadzwonię do Karollo, że wszystko dobrze.
          No i tyle go widzieli. 





  - To też...? - Karol podniósł do góry, coś co jego zdaniem, przypominało długopis.
  - Po co jej w szpitalu tusz do rzęs, głąbie? - mruknęła Kalina. - Albo daj. Przecież to Halszka jest. Pewnie będzie chciała się pomalować. I wrzuć jeszcze tę tubkę z podkładem. 
  - Kaaaaala... - skoro Karol przeciągnął jej imię, zaraz zacznie truć. Doskonale o tym wiedziała. Tak, przeciąganie jej imienia przez Kłosa, nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. Zawsze, ale to zawsze, próbował wtedy wyciągać jakieś informacje na temat swojej siostry. Jednak doskonale wiedział, że Malinowska, jako jej najlepsza przyjaciółka, wolałby chyba dać posypać sobie rany solą, aniżeli zdradzić sekret Kłosówny. - Wydawało mi się, że w momencie, gdy przyszedłem, Halina i Wrona byli mocno zmieszani. Pokłócili się znowu czy co?
  - Pewnie tak, wiesz jak to z nimi jest - odpowiedziała, nawet na niego nie spoglądając. Otworzyła szafkę w poszukiwaniu piżam Halki. Z oficjalnego źródła - czyli od mamy Kłosów - dowiedziała się, że jej przyjaciółka w szpitalu spędzi najbliższe dwie doby. - O kurcze, to moja koszulka z Małą Mi! Ma szczęście, że w końcu się znalazła!
  - Ja tam wolę nie wnikać w to, co jest między nimi - mruknął Karol, wracając do poprzedniego tematu. - Dasz wiarę, że przeszło mi przez myśl, że między nimi coś było? Ale gdy przeanalizowałem to jeszcze raz, stwierdziłem, że to głupota i zacząłem śmiać się w głos.
  - Noo... - mruknęła Malinowska, tłumiąc śmiech. - To lecimy, co? 
  - Tak. Zamknij mieszkanie, a ja w tym czasie zaniosę torbę do samochodu. 
          Karol zszedł na dół, niosąc ze sobą torbę podróżną z emblematem bełchatowskiej Skry. Już z daleka widział wysoką postać, opartą o jego srebrną furę. Gdy podszedł nieco bliżej, dostrzegł w niej nowego przyjmującego dumy Bełchatowa. Włodarczyk nerwowo rozglądał się na boki, a gdy dostrzegł środkowego, natychmiast do niego podszedł.
  - Myślałem, że nająłeś się jako stróż na osiedlu – powiedział Kłos, otwierając bagażnik.
  - Taa… Powiedz mi, jak ona się czuje? Wszystko w porządku? Pisałem do niej, ale nie odpowiedziała, a ja rwę włosy z głowy.
  - Sam jeszcze niczego nie wiem. Matka rozmawiała z lekarzem, ale niczego konkretnego jej nie powiedział, bo Halka jest pełnoletnia. Jadę do niej, jak chcesz, to możesz się z nami zapakować i sam powiesz jej, jak bardzo się o nią martwisz, co? – Karol uśmiechnął się pobłażliwie do kolegi z drużyny. – Wiesz, jakby coś, to masz moje błogosławieństwo – puścił mu jeszcze oczko i zamknął klapę bagażnika.

________________________

Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że bardzo dużo pracuję + studia.
Nie pamiętam już, kiedy się dobrze wyspałam? :(

* Fragment utworu Pawbeats'a i Kartky'ego.

39091085                           facebook                           ask